Sport po raz kolejny dał sceptykom pstryczka w nos. Oto niemożliwe znowu stało się faktem! Koszykarze Arki Gdynia po 18-punktowej stracie z pierwszego meczu o brąz w rywalizacji ze Stelmetem Zielona Góra, skazywani byli na porażkę w całym pojedynku. W Gdynia Arenie pokazali jednak swój niezwykły charakter i upór, a ojcami sukcesu w wygranym 105:80 meczu został najlepiej punktujący James Florence i kapitan żółto-niebieskiego okrętu, Krzysztof Szubarga.

Półfinałowa, niezwykle trudna batalia z Anwilem Włocławek i finalne odpadnięcie z walki o finał sprawiła, że walka przerodziła się w produkt zastępczy, coś na otarcie łez. Widoczne było to w pierwszym meczu w Zielonej Górze (77:95), który, jak mówił kapitan Krzysztof Szubarga, cały zespół przespał. Wyglądało to ta, jakby gdynianie nie wrócili jeszcze do siebie po porażce i wciąż o niej myśleli. To sprawiło, że strata do odrobienia w rewanżu była horrendalnie wysoka, bowiem 18 punktów na tym poziomie rozgrywek za taką powinno uchodzić.

W Gdyni musiał się zdarzyć więc cud – perfekcyjna gra w ataku i skupienie w obronie. A i tak po drugiej stronie stał utytułowany Stelmet – zespół, któremu trudno ot tak zaaplikować kilkanaście punktów więcej niż sam zdobył. Ten cud się jednak dokonał.
– Pierwsze, o czym pomyślałem rano w dniu meczu to to, że wierzę. Dzieci mnie zapytały, czy jesteśmy w stanie to zrobić. Powiedziałem, że jak najbardziej! – przyznał Szubarga.

Dla 34-letniego kapitana Arki ten medal miał wymiar symboliczny. Trzy lata temu wielu mówiło, że czas „Szubiego” na polskich parkietach już minął. On i sobie i innym chciał udowodnić, że to jeszcze nie koniec. Znamienne były więc łzy rozgrywającego jeszcze na kilkadziesiąt sekund przed ostatnią syreną, gdy przewaga sięgnęła nawet 29 punktów.

Na pomeczowej konferencji pełen podziwu dla agresji, determinacji i zaangażowania w meczu Szubargi był trener Stelmetu Igor Jovović. Głód zwycięstwa rozgrywającego Arki porównał do głodu i obsesji zwycięstw Cristiano Ronaldo. Rola Szubargi podkreślana była na każdym kroku, co zresztą jest w pełni zrozumiałe, gdy zawodnik na parkiecie wyczynia takie rzeczy:

– Dla mnie ten brązowy medal jest jak złoty – powiedział wzruszony Szubarga przed kamerami Polsatu Sport.

Kapitan błyszczał bardzo wyraźnie. Zdobył 17 punktów, co było drugim w drużynie wynikiem – po nieuchwytnym dla każdego poziomem Jamesa Florence’a (33 punkty).

Takimi akcjami Szubarga rozpieszczał swoich kibiców nie tylko w starciu ze Stelmetem, ale również w półfinale z Anwilem. Po jednej z nich komentujący spotkanie Tomasz Jankowski wykrzyczał: „Szubi, dubi, hubi!”.

Medal po siedmiu chudych latach

Gdynianie w spotkanie ze Stelmetem wchodzili bardzo wolno. Pierwszą kwartę nawet przegrali (20:22). Oznaczało to, że trzy następne trzeba zagrać perfekcyjnie. I to się udało. Wynik w trakcie kolejnych minut rósł do kilkunastu punktów przewagi gospodarzy, po czym malał do kilku – choćby tylko czterech. To był moment, w którym faktycznie można było zrezygnować. Ale gdynianie tego nie zrobili, a niesieni dopingiem i determinacją swojego kapitana, ponownie szybko budowali niemałą przewagę. Gdy po raz pierwszy w meczu (czwarta kwarta) udało się wyjść na prowadzenie w dwumeczu, dało się wyczuć, że choć Stelmet zmniejszał jeszcze stratę do 15 punktów, to jest w opozycji do rozpędzonej Arki. Ta w pewnym momencie osiągnęła blisko 30-punktowy handicap.

To wtedy właśnie pojawiły się u Szubargi łzy. Wymowne i wiele znaczące. Dla koszykarskiej Arki to bowiem pierwszy medal mistrzostw Polski od siedmiu lat.

fot. Mariusz Mazurczak