Trenerem jest ojciec. Starszy syn Juliusz dzięki Bałtykowi wybił się bardzo wysoko, trafiając do Lecha Poznań. Młodszy pod skrzydłami taty rozegrał już rundę w biało-niebieskich barwach, ale ostatnio wyhamowało go potworne złamanie ręki. – Julek zawdzięcza Bałtykowi bardzo wiele. Liczę, że niedługo i Kuba będzie mógł tak mówić – uśmiecha się szkoleniowiec Sebastian Letniowski.

43-latek Bałtyk przejął w czerwcu 2017, gdy drużyna pod wodzą Dariusza Mierzejewskiego o włos przegrała walkę o II ligę. Choć Letniowski nie dostał za cel wywalczenia awansu do wyższej klasy rozgrywkowej w kolejnym roku, to mimo tego gdyński klub znowu był bliski promocji.
– Pierwsze rozmowy z prezesem były długofalowe. Przejmowałem zespół, gdy następowało wietrzenie szatni. Z tamtej drużyny zostało trzech zawodników. Zacząłem ściągać nowych, których znałem, a do tego dostałem kilku wychowanków. Nie przewidywałem, że możemy być w czołówce od razu, a tak naprawdę długo pozostawaliśmy w walce o awans – mówi nam trener Bałtyku.

Obecny sezon jest już jednak znacznie słabszy. Gdynianie do lidera, rezerw Lecha Poznań, tracą aż 13 punktów. Walka o przodownictwo w tabeli jest w tych rozgrywkach wręcz nierealna.
– Tym bardziej, że znowu doszło do rewolucji kadrowej, która stabilizacji nie sprzyja – wyjaśnia Letniowski. – Rozumiem jednak sytuacje ekonomiczną, w jakiej się znajdujemy. Do realiów III-ligowych trzeba się dostosować. Trudno na tym poziomie o sponsorów, o stabilne finanse. Są jednak zespoły mocno dofinansowane, stąd nam jest tym bardziej ciężko. By walczyć o II ligę, trzeba mieć naprawdę szeroką kadrę, a do tego potrzebne są pieniądze – zauważa trener.

Klub jest jednak wspierany przez Gdynię. Właśnie teraz jest w trakcie finansowania za promocję miasta w rozgrywkach piłkarskich drugiej grupy III ligi w rundzie wiosennej.

Młodzieży co nie miara
Na inaugurację tegorocznej wiosny (porażka 0:5 na wyjeździe z Polonią Środa Wielkopolska) kadrowe problemy Bałtyku były widoczne gołym okiem. W osiemnastce meczowej znalazło się aż 12 młodzieżowców, w tym sześciu juniorów.
– W obronie ostało się dwóch bocznych graczy, stoperów mamy za to nowych. A wszyscy wiemy jak newralgiczna to pozycja, która wymaga stabilizacji i ogrania, które przychodzą dopiero z czasem – mówi trener Letniowski.

To jednak szansa dla młodzieży. Sprawia, że ci, którzy dopiero wchodzą do zawodowej piłki, mają więcej okazji na granie. Trener uczy ich, że w III lidze jest mniej grania, więcej walki fizycznej, charakteru.
– Każdy by chciał pięknej gry, ale na tym poziomie trzeba przede wszystkim myśleć o podstawach – zgadza się szkoleniowiec.

Bałtyk trampoliną do kariery
Lata tradycji, niegdyś najwyżej notowany gdyński klub, dzisiaj gra na czwartym poziomie rozgrywkowym. Choć boryka się ze swoimi problemami, to ma w sobie coś, co pozwala wysnuć tezę, że warto dla Bałtyku grać. Tak na pewno może stwierdzić Juliusz Letniowski, który dzięki grze w Gdyni dostał właśnie szansę od ekstraklasowego Lecha Poznań. Teraz tą samą drogą podąża jego młodszy brat Jakub. W zespole swojego ojca zajął miejsca Julka.
– Julek zawdzięcza Bałtykowi bardzo dużo i sam wielokrotnie to podkreślał. To była dla niego trampolina, bo grał już przecież wyżej. Trenował z pierwszą drużyną Lechii Gdańsk, w wieku 16 lat był nawet zgłoszony do rozgrywek ekstraklasy, ale w drużynie Piotra Nowaka trudno było zadebiutować. Możliwości miał dwie: grę w juniorach w Gdańsku, albo III ligę w Gdyni. Wybrał Bałtyk – mówi Sebastian Letniowski. 

To był strzał w dziesiątkę. Trener Letniowski od razu był przekonany, że syn poradzi sobie na tym poziomie rozgrywkowym i stanie się numerem jeden w zespole. Nie mylił się. Pod wodzą ojca pomocnik zagrał znakomity sezon. W minionych rozgrywkach zdobył 10 goli i zanotował 7 asyst. To sprawiło, że zgłosiła się po niego I-ligowa Bytovia Bytów. Runda na zapleczu ekstraklasy wystarczyła, by trafić do szatni byłego selekcjonera reprezentacji Polski, Adama Nawałki.
– Wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski czy dyrektor sportowy Tomasz Rząsa do teraz podkreślają, że w tamtym momencie kariery wybór Bałtyku był dla Julka najlepszym z możliwych. To tu się odbudował i po sezonie miał kartę na ręku – tłumaczy ojciec piłkarza.

Równowaga w liczbie Letniowskich została jednak zachowana. Po odejściu Julka, trener sprowadził do Bałtyku młodszego o dwa lata Kubę. W przypadku transferu drugiego z synów obaw o negatywny wydźwięk takiego ruchu już nie było.
– Gdybym nie był tego pewny, to ani Julek, ani Kuba by tu nie grali. To nie jest tak, że tata wziął synków. Brałem dobrych zawodników, wiedząc, że się sprawdzą – jest przekonany szkoleniowiec. – Po Julku jestem spokojniejszy o Kubę. Część kibiców może oceniać, że Julek jest lepszy. Ale przede wszystkim jest starszy, co w tym wieku ma kluczowe znaczenie. Dwa lata bardzo wiele znaczą dla nastolatka. Julek jest innym typem zawodnika. Trzeba mu dać dużo boiskowej swobody. Nie może być zaszufladkowany pod taktykę. Kuba to z kolei zadaniowiec. Wykonuje perfekcyjnie wszystkie założenia taktyczne – dodaje.

Trzask łamiącej się kości
Młodszy z braci od razu stał się podstawowym zawodnikiem środka pola Bałtyku. Był nim do momentu feralnej kontuzji. Mógł wtedy mówić o ogromnym pechu. W meczu regionalnego Pucharu Polski wyskoczył do główki i, gdy spadał na ziemię, podwinęła mu się ręka. Słychać było przeraźliwy trzask. Dariusz Grubba, trener bramkarzy Bałtyku, porównał go do łamiącej się gałęzi.
– To był przerażający widok i dźwięk. Wszyscy złapaliśmy się za głowy. Trudno to wymazać z pamięci – opowiada z grymasem na twarzy.
– Oglądaliśmy filmik z tej sytuacji i odwracaliśmy wzrok. Nie dało się na to patrzeć, ręka się potwornie odwinęła – relacjonuje trener Letniowski. – Dla mnie, jako ojca, ta sytuacja tym bardziej była trudna. Martwiłem się, co będzie mojemu synowi. Ważne było, na jak długo będzie musiał przerwać treningi i co będzie z jego zdrowiem – dodaje.

Diagnoza była do przewidzenia – złamanie kości łokciowej i promieniowej z przemieszczeniem. Do tego czasu Letniowski nie tylko był kluczowym graczem zespołu, ale i młodzieżowcem, a tych w III lidze na boisku musi przebywać jednocześnie dwóch. Stworzyło to spory problem dla ojca-szkoleniowca.
– Kuba jest bardzo ambitny. Skacze do każdego pojedynku główkowego. Ma to, czego wielu młodym zawodnikom na tym poziomie brakuje – podejmuje walkę pomimo różnic fizycznych – zaznacza Letniowski senior.

Po kontuzji odczuwalny był brak najmłodszego z klanu Letniowskich. Do treningów i meczów już jednak powrócił. Przepracował z drużyną cały okres przygotowawczy, ale wciąż do pełni dyspozycji trochę brakuje.
– Zauważam, że ta ręka jeszcze nienaturalnie mu się układa. Odczuwa ból przy mocnym uderzeniu, ale to siedzi też w głowie, więc potrzeba czasu, by pozbyć się blokady psychicznej – tłumaczy ojciec zawodnika.

Kto następny?
Przykład synów szkoleniowca działa na wyobraźnię pozostałej młodzieży, ale i też tych starszych. Julkowi się udaje, wygląda na to, że po ciężkiej kontuzji, także i Kubę Bałtyk Gdynia wywinduje na wyższy poziom.
– To nie tylko Julek i Kuba. Bałtyk to idealne okno wystawowe też dla innych piłkarzy. To też klub z ogromnymi tradycjami. Mam nadzieję, że przykład Julka da moim zawodnikom wiele do myślenia. Że i z III ligi można błyskawicznie przeskoczyć na dużo wyższy poziom. A dzięki temu i my skorzystamy – podsumowuje trener Letniowski.

Wiosnę w Gdyni Bałtyk zainauguruje w sobotę 16 marca o godz. 17:00. Rywalem będzie Gwardia Koszalin.