Gdy przychodził do Arki, mało kto optymistycznie zapatrywał się na ten transfer. Maciej Jankowski do Gdyni trafił, bo był już niechciany w Piaście Gliwice. Takie historie rzadko kiedy kończą się happy endem. Zazwyczaj następuje wtedy kontynuacja przeciętnej kariery, która nie ma znaczącego wpływu na nowy zespół. Tak początkowo w Arce było też właśnie z napastnikiem urodzonym w stolicy. Dopiero Zbigniew Smółka wycisnął z niego to, co ma najlepsze.

Teraz rozgrywa swój najlepszy sezon w karierze. Liczbami wyprzedził już nawet czasy świetności z Ruchu Chorzów.

Trener do niego trafił
Do Arki trafił w marcu ubiegłego roku. Dołączenie do nowego klubu po zamknięciu okna transferowego było możliwe tylko dlatego, że wcześniej Jankowski za porozumieniem stron rozwiązał umowę z rzeczonym Piastem. Jeszcze jesienią trener Waldemar Fornalik stawiał na niego regularnie – od lipca do grudnia 2017 uzbierał 21 meczów. Dwa gole i dwie asysty nie zrobiły jednak większego wrażenia w Gliwicach i napastnik dostał jasny sygnał, że wiosną z jego usług klub nie będzie już korzystał.

Skorzystała za to Arka, która choć nie miała żadnych gwarancji na skuteczność Jankowskiego wiosną, wzięła go bez wahania. W istocie, runda rewanżowa była wodą na młyn dla malkontentów tego transferu. W zespole Leszka Ojrzyńskiego zawodnik zdobył dwa gole w 13 meczach, a jego gra nikogo nie porwała. Wszystko podążało więc zapowiedzianym szlakiem przeciętności. Do momentu aż drużynę przejął Zbigniew Smółka.
– Rozmawialiśmy przed sezonem i powiedziałem, że jak pewne rzeczy wykona, jak ja sobie tego życzę, to ma wszystko, by być wybitnym piłkarzem. Jest szybki, zwinny, ma znakomity timing, świetnie gra i lewą, i prawą nogą, w powietrzu czuje się znakomicie. I te rzeczy, które poprawił, zwłaszcza w dniu codziennym i w trybie dnia pracy, sprawiły, że idzie mu tak dobrze. Potrzebował wiary we własne umiejętności i poczucia, że ktoś w niego wierzy i mu ufa. Teraz zbiera tego owoce, wielokrotnie przesądza o losach meczów – mówił w jednym z wywiadów trener Arki.

Nadmorskie powietrze mu służy
Od początku swojej pracy w Gdyni zaczął na Jankowskiego regularnie stawiać. Najpierw w czterech meczach napastnik trzy razy pojawiał się z ławki rezerwowych, później już systematycznie wychodził w pierwszej jedenastce. W efekcie, w ostatnim meczu, przeciwko Legii Warszawa, Jankowski wyrównał indywidualny rekord ośmiu strzelonych goli w jednym sezonie.

Po raz ostatni tyle razy trafiał do siatki rywali w rozgrywkach 2011/12 w barwach Ruchu Chorzów. Tyle tylko, że do goli dorzucił wówczas trzy asysty, teraz ma ich aż sześć, a do końca sezonu wciąż pozostaje jeszcze 12 spotkań.

Kwestia asyst jest jednak kłopotliwa. Różne źródła mówią o innym dorobku Jankowskiego w tym względzie. Jedno zalicza mu asystę w meczu z Pogonią Szczecin (2:3), gdy ten faulowany był w polu karnym, a gola z jedenastu metrów zdobył Michał Janota. Inne z kolei tej formy asystowania nie biorą pod uwagę. Nie mniej Macieja Jankowskiego pod względem punktów zdobytych w ramach klasyfikacji kanadyjskiej wyprzedza obecnie tylko siedmiu piłkarzy Lotto Ekstraklasy.

Najlepszy czas w tym sezonie może przypisać na okres między 28 września a 26 listopada. W ciągu tych niespełna dwóch miesięcy zdobył 6 goli i miał 4 asysty.

To pokazuje, jak uniwersalnym piłkarzem się stał. Jankowski to dzisiaj nie tylko zdobywane bramki, ale równie cenne asysty – często to właśnie on najprzytomniej zachowuje się w polu karnym i zagrywa do partnerów. Nic dziwnego, że pojawił się na ustach całej piłkarskiej Polski. W swoich osiągnięciach jest jednak bardzo skromny. Nigdy nie wychyla piersi przed szereg, zazwyczaj wręcz podkreśla udział partnerów w bramkach czy asystach.

Wygląda na to, że – dosłownie i w przenośni – gdyńskie powietrze służy Jankowskiemu.
– Powietrze na Śląsku nie było zbyt dobre dla mnie i mojej rodziny. Nadmorski jod i bryza dużo lepiej na nas działają – mówił po przeprowadzce do Gdyni.