Zaczynał w ataku i zgarniał statuetki za króla strzelców poszczególnych turniejów. Później, niczym Łukasz Piszczek, wycofywany był stopniowo aż do obrony. Ale i tam nie przestał strzelać. Damian Zbozień drugi rok z rzędu bije w Arce Gdynia indywidualne rekordy, choć obecnie nie potrafi się z nich cieszyć.

Drużyna trenera Zbigniewa Smółki ostatnich tygodni z pewnością do najlepszych nie zaliczy. Mimo to w jej szeregach jest zawodnik mający liczby znacznie lepsze, niż te zespołowe. Damian Zbozień po cichu bije bowiem własne rekordy. Jako prawy obrońca na przestrzeni 1,5 roku zdobył dla drużyny aż dziewięć goli (pięć w obecnych rozgrywkach).

Gole, które radości nie dały
Dawno jednak 29-latkowi nie strzelało się tak gorzko, jak obecnie. Arka w nowym roku jeszcze nie wygrała, choć on sam trzykrotnie zdobywał gola.
– Za często nie strzelam bramek. Ale gdy udawało się już trafić do siatki, to kojarzyło się to z bardzo miłymi chwilami. A te ostatnie gole w ogóle mnie nie cieszą, bo nie przyniosły żadnych punktów. Uczucie, które towarzyszy w momencie zdobywania gola i po meczu, gdy wiesz, co dały drużynie, jest dla piłkarza najlepsze. Ale dla mnie w tych meczach nie było. Gole, które przejdą bez echa – mówi rozgoryczony.

Przypomnijmy, dwa trafienia w Sosnowcu, gdzie Arka przegrała z Zagłębiem (2:3) i jedno w starciu z Piastem Gliwice (1:2) nie przyniosły drużynie nawet punktu.
– Wolę nie strzelić, a wygrać mecz, bo to pozytywne nastawienie towarzyszy potem cały kolejny tydzień. A jak się przegrywa, to można nawet zapytać mojej żony, jaki jestem przybity i nie mam ochoty na rozmowy – argumentuje gracz Arki.

„Zbozień jest drugim najskuteczniejszym obrońcą tego sezonu Lotto Ekstraklasy i trzecim w drużynie”

Bramkostrzelny obrońca to problem w… obronie?
Mimo skuteczności pod bramkami rywali, wobec jego gry obronnej pojawiły się negatywne opinie. Czy więc ofensywne zapędy oznaczają ubytki w podstawowych zadaniach, które obrońcy mają do wykonania?
– W jednym wywiadzie fajnie powiedział o tym Kamil Glik: To, że ktoś ma atut i zdobywa bramki, nie musi się wcale obracać przeciwko niemu. Bo w Torino Kamil dużo strzelał, a do tego trzymał w ryzach całą obronę. Nie jest więc powiedziane, że traci na tym defensywa. Trzeba tylko umieć to pogodzić. Oczywiście mi do tego jeszcze daleko, bo doskonale wiem, że popełniam wiele błędów mimo, że strzelam bramki, ale nie uważam, że coś musi się tu dziać kosztem czegoś – podkreśla Zbozień.

Pojawia się tutaj również pewien mechanizm, o którym sam mówi:
– Jednostki w meczu wybijają się na wyniku całego zespołu. Gdy nie ma wyniku, to ta jednostka gaśnie, w pierwszej kolejności widać uchybienia, a zdobywanie goli nie daje żadnej radości. Odbiór takiego zawodnika na zewnątrz jest wtedy całkowicie inny.

Od napastnika do obrońcy
Instynkt w polu karnym przeciwnika Zbozień szlifował już w młodych latach, kiedy zaczynał… jako napastnik. Tak samo jak były reprezentant Polski Łukasz Piszczek.

– Przypuszczam, że przynajmniej 70% obecnych obrońców ekstraklasy, grało kiedyś w ataku lub w ofensywie. Jeśli mieszkasz na wsi i jako jeden z niewielu z trzytysięcznego miasteczka umiesz lepiej niż przeciętnie kopnąć piłkę, to zawsze zaczynasz w ataku jako kapitan i strzelasz gola za golem. Mocno się wtedy wyróżniałem. Statuetki za króla strzelców na turniejach wpadały regularnie – uśmiecha się Zbozień. I dodaje: – Później w Sandecji Nowy Sącz grałem ofensywnego pomocnika i dalej miałem dobrą serię strzelecką jako jeden z lepszych w zespole. Do tamtego momentu byłem niskim zawodnikiem, który nigdy nie wchodził na stałe fragmenty. Zawsze zabezpieczałem tyły. Ale między 16. a 17. rokiem życia wyciągnęło mnie w górę, zacząłem też chodzić na siłownię i pamiętam, że do Legii szedłem jak taki byczek. Cofnięto mnie na defensywnego pomocnika, byłem już jednym z wielu, od czarnej roboty.

Na swoją obecną pozycję Zbozień ustawiony został na początku sezonu 2012/13.
– Na bok obrony przesunął mnie trener Marcin Brosz, kiedy grałem w Piaście Gliwice. To najlepsze, co mnie spotkało. Mam taką kondycję, że czuję się tu znakomicie, a pozycja daje mi właśnie większe możliwości podłączenia się do ofensywy. I strzelania goli – wymienia plusy swojej pozycji.

Rekord już pobity
Obecny sezon obfituje dla Zbozienia w rekordową liczbę goli. Swój indywidualny rekord pobił w minionych rozgrywkach, bowiem nigdy nie zdobył czterech goli na najwyższej piłkarskiej półce w Polsce. Tymczasem obecnie, mając w zanadrzu aż 14 meczów do końca sezonu, zaliczył już pięć trafień.
– Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Wkurzałem się, jak był sezon bez strzelonego gola, bo wiedziałem, że mam to coś, co pozwala zdobywać choćby jednego gola na rok. A obecnie po raz kolejny w Arce udaje mi się pobić indywidualny rekord. To mnie bardzo cieszy, ale nie siedzę w domu i nie napawam się tymi liczbami, zastanawiając się, ile jeszcze goli zdobędę. Chciałbym bardziej, by te liczby miały przełożenie na wynik Arki, a nie mój. Kiedyś sobie usiądę i będzie miło pooglądać te bramki. Teraz mnie one nie kręcą – wymownie dodaj Zbozień.